Skip to content
3 mar / Wojtek

Janella Monae – „The Age of Pleasure” [RECENZJA]

Minęło 20 lat oj jej muzycznego debiutu, pierwszego albumu demo. Teraz, czwarty krążek artystki spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem – dwie nominacje do nagrody Grammy, w dodatku bardzo prestiżowe, bo zauważenie artysty w kategorii „Progressive R&B” to zaliczenie do muzycznej elity, a wyróżnienie w kategorii albumu roku to chyba jeszcze cenniejsze docenienie. Co prawda żadnej statuetki artystka nie otrzymała, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo album „The Age of Pleasure” jest nowoczesny i interesujący.

„The Age of Pleasure” to, zgodnie z tytułem, przyjemność dla słuchacza, który szuka świeżości w muzyce, bo tu stylistyki sprytnie się łączą, jest atrakcyjnie i nowocześnie. Tych 14 piosenek to wypadkowa wielu talentów – wszystkie są napisane przez wokalistkę, ale przy każdej z nich pracował sztab specjalistów. I właściwie każdy utwór przyciąga, ale za każdym razem czymś innym. Na przykład „Phenomenal”, piosenka nowocześnie opracowana i konstrukcyjnie wielowątkowa, połączenie kilku stylistyk, gdzie elementy hip hopu przeplatają się z klimatami bossa novy, a w tle delikatnie pojawiają się smaczki jazzowe. Spodziewam się, że bardzo dobrze może brzmieć na koncertach. Bardzo dobrze tu partneruje Grace Jones, jamajska ikona muzyki lad 70-ych i 80-ych. Podobnie jest w „The Rush”, w której ze swoimi ciekawymi głosami fajnie wpisały się Nia Long i Amaarae. Dzięki innym, nigeryjskim gościom (CKay i Seun Kuti z zespołem Egypt 80) atrakcyjnie brzmi interesująco zagrany „Know Better”. Bo właśnie liczni goście dodają tu dużo dodatkowych smaków.

Końcówka albumu to już sama Janella Monae. Zwłaszcza „Paid In Pleasure” i „Only Have Eyes 42” to piosenki bardzo atrakcyjne, które mogą zainteresować masowego słuchacza. Bo „The Age of Pleasure”, mimo dużej odwagi i szukania nowych artystycznych obszarów to album, który może trafić pod strzechy. Oczywiście nie wszystkie, ale te bardziej świadome muzycznie na pewno.

10/10

 

Zostaw komentarz