Skip to content
31 paź / Wojtek

Jazz Band Młynarski-Masecki – „Płyta z zadrą w sercu” [RECENZJA]

Ich pierwszy album mnie zachwycił. A ten? Ten jest równie dobry, ale już tak nie zaskakuje. Może to kwestia jednorazowego strzału? A może trochę wyższych oczekiwań?

"Płyta z zadrą w sercu" to drugi wspólny album Jazz Bandu Młynarski – Masecki, czyli połączenie pasji Jana Młynarskiego do odkurzania zapomnianej muzyki, z  ogromną muzyczną wyobraźnią Marcina Maseckiego. Zaczęło się od szlagierów Adama Astona zebranych w albumie "Noc w wielkim mieście". Teraz jest podobnie, przedwojenne piosenki zagrane w stylistyce tamtych czasów, ale z jeszcze większą pieczołowitością. Do nagrania ścieżki wokalnej użyto mikrofonu z tamtych lat, a wszystko zarejestrowane jest w technice mono, co jeszcze bardziej podkreśla styl. Teraz także istotnie zmienia się zespół instrumentalny, bo do pierwotnego bigbandowego składu dodano sekcję smyczkową. I tu już brzmieniowo jest inaczej – nazwa została, ale zespół jakby zgoła inny. Zresztą pomiędzy tymi dwoma albumami obaj artyści nagrali płytę z piosenkami Mieczysława Fogga, jako Jazz  Camerata Varsoviensis, ale ciągle firmując go swoimi nazwiskami.

Pomysł na ten album jest ciągle ten sam – poszukiwania starych, często kompletnie zapomnianych piosenek i nadanie im nowego życia. Na "Płycie z zadrą w sercu" słuchamy 10 piosenek, ale w stosunkowo długich wersjach, bo kilka z nich trwa około 10 minut. I to główny wyróżnik tego materiału. Tutaj przewodzi Masecki, który jako autor aranżacji rozwinął skrzydła. W efekcie słyszymy długie partie instrumentalne i możemy się poczuć jak na eleganckim przedwojennym dancingu. Aranżacje wszystkich piosenek to koronkowa robota, skupiająca się na odtworzeniu brzmień charakterystycznych dla tej epoki. Zabrakło mi jednak czegoś świeżego, czegoś, co zasygnalizowałoby, że jesteśmy w XXI wieku. Gwiazdą pod kontem koncecji aranżacyjnej jest dla mnie "Miss Mary" z wielowartwowym brzmieniem grup instrumentów, z pięknym kontrapunktem smyczków, no i te dowcipne cytaty z klasyki! 

Marcin Masecki to dziś już instytucja, reprezentant dobrego stylu, człowiek łączący klasykę z jazzem i rozrywką. Jego współpraca z Janem Młynarskim pozwala mu na zupełnie nowe odkrycia. Jak to dobrze, że ci panowie na siebie trafili, bo już teraz wiadomo, że razem stworzyli zupełnie nową jakość w polskiej muzyce.

8/10

Zostaw komentarz