Skip to content
14 lip / Wojtek

Lucky Daye – „Candydrip” [RECENZJA]

Niedawno pisałem o jego albumie nagrodzonym Grammy 2022. A już krótko po tym ważnym wydarzeniu Lucky Daye wydaje nowy album. Poprzedni był krótką, 6-utworową EP-ką, teraz jest prawie godzina muzyki. I tu artysta może pokazać swoje wszystkie talenty, może też rozwinąć ciągoty do innych stylistyk. Bo mimo tego, że Lucky Day utożsamiany jest z R&B, to słychać jego otwartość na inne smaki. Pewnie dlatego, po 5 nominacjach „tradycyjnych”, artystę doceniono jako wykonawcę progresywnego R&B. Ale jeśli tak odebrano „Table For Two”, to „Candydrip” jest jeszcze poważniejszym kandydatem do tej nagrody.

Artysta każdym utworem udowadnia, że muzyka jest jego żywiołem, a ten jest nieograniczony. Na szczęście Lucky Daye doskonale wie, jak go ujarzmić, bo wszystko jest świetnie poukładane. Ale nie dajmy się nabrać, bo w tej elegancji i artystycznej konsekwencji jest sporo rarytasów, jak pięknie wkomponowane elementy latynoskie w „God Body”. Ten nowoczesny, świetnie zagrany utwór jest tam mocno nasączony wieloma elementami, że można tylko podziwiać, że znalazło się tam jeszcze miejsce dla rapera Smino. Z kolei w „Compassion” słyszymy wariację na temat bossa novy – zaczyna się delikatnie, klasycznie, potem rozwija się, jest nieco dziko i interesująco, a w pomieszaniu stylistyk  pomaga soulowy zespół Chiiild.

Zaskoczeniem może być utrzymany w klimacie sprzed lat „Used to Be”, z ciekawie opracowanymi smyczkami.  Albo piękna ballada „Deserve”, zupełnie inny na tle całości utwór. Bo Lucky Daye ma umiejętność poruszania się w różnych muzycznych przestrzeniach. I ciągle świeżo i nowocześnie.

10/10

 

Zostaw komentarz