MBTM – dalej dobrze
W ostatnim odcinku Must Be The Music było tak samo jak zazwyczaj – interesujące występy przeplatano tymi drugimi 🙄 Można by powiedzieć, że nuda, bo do takiej dramaturgii program już nas przyzwyczaił. Takiej „nudy” życzę jednak innym talent show. 😛
Jak zwykle najciekawiej było w kategorii zespołów. Właściwie od pierwszej edycji MBTM pokazuje, że świetnych kapel jest w Polsce mnóstwo. I to może jedynie frustrować, bo trzeczywistość medialna wygląda zupełnie inaczej – ciągle te same twarze, a jeśli już ktoś nowy się pojawia, to najczęściej jest to gwiazdka wypromowana przez „menedżerów” SZOŁBIZNESU.
Wracamy do zespołów, bo tych było aż 5 (mówię oczywiście o tych, które mi się podobały). To piękny wynik, chociażby w porównaniu z innymi programami, w których czasami nie ma czego słuchać. 😈 Najpierw był młody Joyride, a nieco później Animators. Obie kapele żywiołowe, świadome, świetnie grające. Zwłaszcza ta druga przykuła moją uwagę swoją dojrzałością i dobrym warsztatem.
W programie jak zwykle straszono coverami. Pomińmy więc kategorię karaoke, bo tej chyba w ogóle nie powinno być w tak dobrym, obfitującym w wielu zdolnych i twórczych wykonawców, programie. Podobały mi się dwie kapele, które wiedzą po co gra się covery, i ich dwa różne spojrzenia. The Nowhere stawia na klimat i kompletnie nowe odczytanie piosenki, z kolei Da Followerz przykuwa ciekawą koncepcją i znakomitym aranżem. Takie granie obcego repertuaru, dalekie od stylistyki gastronomicznej, to najlepszy sprawdzian dla młodych muzyków.
Poprzedni odcinek miał swoją gwiazdę (The Lions), w tym było podobnie. Zespół Jona Ardyn miałem już przyjemność słyszeć kilka dni wcześniej, nie byłem więc zdziwiony ich świetnym występem w programie. I pomyśleć, że za nami dopiero 2 odcinki castingowe, a klęska urodzaju już pcha się z każdego kąta. Co będzie dalej? Strach się bać 😛