Młynarski-Masecki, Jazz Camerata Varsoviensis – „Fogg – Pieśniarz Warszawy” [RECENZJA]
Muzeum Powstania Warszawskiego zdążyło już nas przyzwyczaić, że coroczny koncert upamiętniający rocznicę powstania jest ważnym wydarzeniem kulturalnym. Wydawane przy tej okazji płyty są pozycjami, których długo się nie zapomina. Tak było chociażby ze świetmym albumem "Umiera piękno" Agi Zaryan czy zeszłorocznym "Jestem przestrzeń" Moniki Borzym. Organizator tych koncertów nie bał się nigdy odważnych kroków, jak projekty WooWoo, czy śmiała współpraca Smolika z Natalią Grosiak i raperem Miuoshem. Kiedy jakiś czas temu dowiedziałem się, że w tym roku będzie koncert i płyta z piosenkami z repertuaru Mieczysława Fogga, to moje zdziwienie bardzo szybko przerodziło się w ogromne zainteresowanie. Pomysł, aby nagrać album "Fogg – Pieśniarz Warszawy" czyli upamiętnienie artysty, który z tym miastem był mocno związany, to strzał w 10., a przede wszystkim lekkie złamanie konwencji. Bo chyba nikt z Warszawą nie jest bardziej kojarzony – najpierw jako wokalista solowy lub w zespołach, występujący na wielu warszawskich scenach, potem ważna osoba polskiej kultury podczas okupacji, a po niej niestrudzony ambasador Polski i piewca Warszawy właśnie.
Ucieszyłem się, że tego trudnego wyzwania podjęli się Jan Młynarski i Maciej Masecki, artyści którzy rok temu nagrali świetny album "Noc w wielkim mieście" z polskim przebojami z okresu przedwojennego. Można się było więc spodziewać, że ten materiał jest dla nich idealny. NIestety, rozczarowałem się. I to na wielu płaszczyznach.
Repertuar różnorodny, nieco dziwny
Na płytę wybrano piosenki różne, bo obok wielkich przebojów jest kilka utworów mnniej znanych. Przeważają jednak piosenki lekkie, dowcipne, jak np. promujący album wykonany w kwartecie wokalnym "Polowanie na tygrysa". Jednak zdziwiło mnie, że te dowcipne utwory tutaj dominują. A sam pomysł upamiętnienia Fogga jako piewcy Warszawy reprezentowany jest jedynie przez 2 piosenki ("Warszawo ma" i "Piosenka o mojej Warszawie"). Oczywiście nie spodziewałem się, że na płycie będą wyłącznie piosenki z Warszawą w tytule, jednak nie rozumiem włączenia tutaj kilku utworów, a zwłaszcza dwóch mówiących o innych krajach ("Ameryka" i "Argentyna").
Wokaliści z różnych bajek
Jan Młynarski, który znakomicie poradził sobie na ubieglorocznej płycie śpiewając dziwną, sugerującą pastisz manierą, tutaj brzmi podobnie. Nie jestem przekonany, czy akurat przy tej okazji taki sposób śpiewania jest dobrym rozwiązaniem.
Do tego koncertu zaproszono wyjątkowo dużą liczbę śpiewających gości, bo połowa repertuaru jest wykonana właśnie przez nich. Dobrym pomysłem było zaproszenie dwóch znakomitych aktorek. Agata Kulesza i Joanna Kulig równie dobrze czują się na ekranie, jak na estradzie. Ich interpretacje starych piosenek są interesujące. Nie wiem jednak, czy akurat w tym przypadku ten sposob wykonania, siłą rzeczy jednak trochę aktorski, dobrze się wpisuje w koncepcję płyty. Pozostali goście dołożyli jeszcze trochę różnorodności, miałem jednak wrażenie uczestniczenia w koncercie finałowym Festiwalu Piosenki Aktorskiej.
Muzyka powinna być tu wiodącym elementem
Aranżacje Maseckiego są jak zwykle bardzo dobre. Szkoda jednak, że nie zdecydowano się na konwencję trochę bardziej nowoczesną. Ale być może to tylko moje zdanie, bo przecież każdy czuje i słyszy inaczej. Niemal w każdej piosence jest bardzo dużo muzyki, z długimim wstępami i częściami intrumentalnymi w trakcie. Na jedyne odstępstwo od grzecznej koncepcji pozwolono sobie w "Tangu Milonga", jednak miałem wrażenie, że jest to trochę za bardzo przekombinowane.
Muszę zakończyć pozytywnie, bo to jednak niezła płyta. A że nie jestem zachwycony tak jak w latach poprzednich, to być może wina zbyt wysokich oczekiwań – wcześniejsze abumy przyzwyczaiły mnie do bardzo wysokiego poziomu, a tym razem jest zaledwie interesująco.
7/10