Skip to content
29 lis / Wojtek

Muniek Staszczyk – „Syn miasta” [RECENZJA]

Już teraz wiem, dlaczego Muniek Staszczyk nagrał album solowy. W porównaniu z ostatnim krążkiem T.LOVE, czyli źródłem wylęgu i rozwoju artysty, (18 albumów i ponad 30 wspólnych lat)  "Syn miasta" brzmi zupełnie inaczej. 

"Syn miasta" to 10 premierowych piosenek, efekt niezwykle twórczych poszukiwań. Muniek zaprosił kilku artystów do współpracy, a ci napisali mu świetną muzykę. Singel "Pola", owoc współpracy z Dawidem Podsiadło już od jakiegoś czasu króluje na listach przebojów. A są tu jeszcze piosenki kilku innych kompozytorów, m. in.: Błażeja Króla i Wojciecha Waglewskiego. 

Charakterystyczne jest, że mimo kilku różnych kompozytorów cały materiał brzmi spójnie, a muzyka jest typowa dla artysty. Bo obiektywnie patrząc styl Muńka Staszczyka to teksty, które się pamięta latami, z prostą, czasami nawet za prostą muzyką, z nie do końca dopasowaną frazą. Ale w ten właśnie sposób Muniek dopracował się swojego, lekko zgrzebnego, ale bardzo charakterystycznego stylu. Taki chłopak z sąsiedztwa, który na wspólnym grillu coś zaśpiewa. 

Nawet piosenka z repertuaru Marka Grechuty ze świetnym tekstem Tadeusza Nowaka tutaj brzmi zupełnie inaczej. Artyzm pierwowzoru został zastąpiony innym, bardziej surowym rodzajem autentyczności. W ten sposób oba wykonania mogą żyć swoim życiem, a jedno nie wchodzi w drogę drugiemu. To wielka sztuka! A w wykonaniu Muńka Staszczyka zachwycam się partią gitary basowej (Pat Stawiński).

Bohaterem albumu jest jej producent Jurek Zagórki, wcześniej tworzący płyty m.in. dla Natalii Przybysz. Jego wizja brzmienia większości piosenek jest tu wyraźna.  Najbardziej słychać to w "Kłamstwie", a tam gdzie nie słychać, to właśnie dowód na świetną, dyskretną koncepcję wykonawczą. Tu muszę wyróżnić świetne "Szwy" i "Zakurzone tynki w Petersburgu". A jeśli przy brzmieniu jesteśmy, to powiedzmy jeszcze, że za mix odpowiada nie byle kto, bo Piotr Emade Waglewski.

Materiał na płytę powstawał dosyć długo, a kiedy był już prawie gotowy, Muniek, podczas pobytu w Londynie doznał wylewu. Na szczęście szybko zaczął z tego wychodzić – jeszcze w szpitalu artysta pracował nad ostatnimi szlifami albumu. Dziś, kiedy możemy się upajać mądrością płynącą z "Syna miasta", trudno nie odnieść wrażenia, że po tym co się wydarzyło ze zdrowiem artysty, ten cały materiał brzmi szczególnie. A zwłaszcza, że ten album jest jedyną wizytówką, bo na koncerty promocyjne musimy trochę poczekać.

Po tym albumie spodziewam się, że Muniek Staszczyk odnalazł swoją drogę solową, bo okazuje się, że samodzielność i kariera solowa to jego właściwe miejsce. Ale może nic tu nie jest przypadkiem? Może do takiego etapu trzeba było dojrzeć?
8/10
 

 

 

 

Zostaw komentarz