O.S.T.R. – „Życie Po Śmierci” [RECENZJA]
Do tej płyty podchodzę ze sporym opóźnieniem. Album „Życie Po Śmierci” otrzymał Fryderyka 2017 w kategorii rap – muszę więc nadrobić zaległości. W związku z tym od początku było to słuchanie z tezą, bo skoro płytę wyróżnioniono, to warto sprawdzić jaki był tego powód. Nie mam wątpliwości, że sukces albumu to duży wpływ czynnika „urzekła mnie twoja historia”. Niemniej jednak płyta jest godna uwagi.
Pomysł na płytę to opowiedzenie fragmentu swojego życia, i to w dodatku tego fragmentu, który był dla arysty prawdopodobnie najważniejszym przeżyciem. Słyszymy więc doświadczenia rapera związane z jego ciężką chorobą i powrót do żywych. Konwencja tutaj zastosowana, czyli przeplatanie piosenek mówionymi interludiami, nie jest niczym nowym – w samym 2016 roku takich albumów powstało kilka, jak chociażby świetny „Marmur” innego polskiego rapera Taco Hemingway’a.
Płyta ropoczyna się tekstem mówionym i już tu, na samym początku zachwyciłem się głosem rapera. Jego świetna, głęboka barwa i mocne osadzenie, w dodatku poparte solidną interpretacją, przypominało mi zawowowych aktorów. Szybko jednak się rozczarowałem – w momencie kiedy O.S.T.R. wykonuje typowy utwór rapowy jego świetny głos znika, a zastępuje go przeciętna, charakterystyczna dla tego gatunku płaska barwa. Szkoda, ale prawdopodobnie jest to wynik „pamięci krtani”, która zapamiętała inną barwę do mówienia i inną do występów z muzyką w tle. Zresztą są także wokaliści, którzy operują dwoma rodzajami głosu, co jest błędem i ewidentnym zaniedbaniem.
Cała płyta to sprawnie opowiedziana historia z ciekawie poprowadzoną dramaturią. Tak więc wprowadzający wstęp i ciekawy pomysł na zakończenie z nagraniem domowej sytuacji (z udziałem żony i najmłodszego dziecka) są bardzo dobrą klamrą tego w czym uczestniczymy. Kolejne utwory komentują inne stany autora, a wszystko klei się w logiczną, przemyślaną całość. Świetny jest pomysł wykonania jedengo utworu przez syna artysty. Dla mnie jest to pokazanie, że wpływy środowiskowe mogą na dobre ukształtować człowieka. Bo przecież o tym jest cała płyta – o ponoszeniu konsekwencji za pewne decyzje młodosci, które wpisały się w rytuał codziennego dnia. Trochę dziwię się, że w warstwie akompanaiamentu często używa się anglojęzycznych wokali, bo to jednak trochę jakby pod prąd w stosunku tego, o czym opowiada artysta.
O.S.T.R znowu sprawdza się jako sprawny autor tekstów – tu wszystko ma sens, bez zadęcia i przesady. I tak W tym kontekście rażą mnie liczne transakcentacje, które tak doświadczonemu i klasowemu autorowi raczej nie powinny się zdarzać. Oto kilka przykładów: „na koncercie wybuchło mi płuco”, „jakbyś mi wlała przez wenflon”, „odebrałaś mi umysł”, „nie minę się z prawdą”, „wracamy do domu”. Nawet w najciekawszym utowrze tytułowym pojawia się fraza: „nie ma możliwości”.
Mimo długiej listy zastrzeżeń cieszę się, że są artyści, którzy uczciwie podchodzą do tego, co wykonują, bo autentyzm w rapie to absolutnie najważniejsza wartość. Niestety ostatnio w Polsce coraz więcej jest produkcji, które dryfują w zupełnie inną stronę – co O.S.T.R. trafnie komentuje w jednym z utowrów: „hip-hop to polodance – muzyka dla debili”.
7/10