Skip to content
6 lip / Wojtek

Patti LeBelle – „Bel Hommage”[RECENZJA]

Patti LeBelle rozpoczęła swoją muzyczną karierę w 1960 roku. Po tylu latach na scenie jej nowe płyty ciągle są wydarzeniem. I nie chodzi tylko o sensację, że artystka nadal jest w stanie coś nagrać. Najnowszy krążek pokazuje, że Patti ciągle ma coś ciekawego do powiedzenia.

Tym razem wokalistka wzięła sie za wielkie standardy jazzowe. I to te trochę mniej znane, ale w pewnych kręgach dosyć często wykonywane. W ten sposób artystka wystawiła się na linię strzału, bo większość przez nią wykonanych piosenek jest znana ze wspaniałych interpretacji. I tylko w taki sposób, nieco bezczelny, nieco szalony, można pokazać swoją klase. Patti LaBelle ponownie udowodniła, że jej długie życie na scenie to nie przypadek. Artystka jest świadoma tego co robi i można powiedzieć, że dopiero teraz jej interpretacje nabierają szczególnego smaku. Cała płyta jest szlachetna i wyrafinowana. Do tego znakomicie zrealizowana – tu nie ma przypadkowych dźwięków, a strona techniczna nagrania to prawdziwa maestria. Tak, młodzi wokaliści, uczcie się od „starszej” pani.

Sposób śpiewania Patti LaBelle nazywam stylem „dzidzia-piernik”, bo ta zdecydowanie dojrzała wokalistka nadal brzmi jak rozkapryszone dziecko. Ale taki jest przecież jej styl śpiewania i albo to zaakceptujemy i pokochamy, albo nie będziemy w stanie przełknąć. Mnie po pierwszym  przesłuchaniu płyty i lekkim szoku zaskakuje, że każde kolejne spotkanie z nią to odkrywanie całego wachlarza wspaniałości.

Piosenki są zaśpiewane z sercem, dojrzałą i przemyślaną interpretacją. Akompaniament każdego utworu jest zróżnicowany i dopasowany do koncepcji wykonawczej arytski – raz więc słyszymy piękne brzmienia orkiestry, a za chwilę samą wokalistkę z fortepianem. I to wszystko objęte jest wspólnym mianownikiem, jakim jest przekaz nastroju. Mnie szczególnie urzekły 2 piosenki. „Softly As I Leave You” zachwyca każdym elementem, najpierw uwagę zwraca znakomita aranżacja, różniąca się od wcześniejszego odczytywania tej piosenki. A przecież lista wykonawców jest bardzo długa, chociażby Frank Sinatra, Michael Buble, Elvis Presley, Brenda Lee. Ale przede wszytkim  tutaj zachwyca sama wokalistka, która interpretacyjnie wznosi sie na wyżyny. Zupełnie inaczej brzmi jej wersja „Here’s To Life”, przejmująca, bardzo osobista, przefiltrowana przez doświadczenie artystki. Jedyny na płycie duet to także pokazanie zupełnie innej twarzy, dystansu i umiejętności znalezienia sie w stylistyce swingu, w czym niewątpliwie pomaga wokalistce KEM.

Patti Labelle zdążyła już przejść przez wiele gatunków muzycznych, począwszy do R&B, przez pop, a nawet disco, ze słynnym wykonaniem „Lady Marmalade”. Jedyny gatunek, ktłórego artystka jeszcze nie dotknęła jest jazz, i jak sama mówi, to dla niej wielkie wyzwanie. Co prawda piosenki nagrane na płycie w większosci standardami jazzowymi nie są, to niewątpliwie należą do kanonu muzyki. Sposób wykonania piosenek bliski jest wykonaniom wielkich div jazzu, ale nie oszukujmy się – nazywanie płyty jazzową jest głównie chwytem marketingowym. Co by jednak nie powiedzieć, płyta stylistycznie róźni się od tego, do czego Patti nas przyzwyczaiła i na pewno jest rarytatesm dla każdego milośnika dobrej muzyki.

9/10

Zostaw komentarz