Skip to content
28 lip / Wojtek

Phill Wade – „Frystyle Fridays, Vol. 1 & 2. [RECENZJA]

Już nie pamiętam jak wpadłem na tego artystę, ale warto było, szkoda, że tak późno.  „Fristyle Fridays” to materiał sprzed dwóch lat, można się jedynie zdziwić, że artysta prawie nie istnieje w sieci – nie można znaleźć o nim żadnych informacji, nie ma też profesjonalnych teledysków. Dziwne.

„Freestyle Fridays” to dwie EP-ki wydane w tym samym roku. Najpierw można się zastanawiać, dlaczego nie wydano od razu jednego albumu, ale kiedy się posłucha tej muzyki, to już chyba wiemy, o co artyście chodziło. Pomijając fakt, że ten nieznany szerzej, nie wspierany przez wielką wytwórnię artysta musiał do wszystkiego dojść sam, ale może właśnie dlatego jest taki oryginalny. Szczęśliwie nawiązał współpracę z RMG Amplify, małym wydawnictwem, które koncentruje się na nieznanych, często idących pod prąd artystach.

W tych dwóch mini albumach artysta zamieścił nagrania koncertowe nagrane z podkładem instrumentalnym, a na scenie towarzyszy mu jedynie perkusista the Breadbreaker. Ten pomysł jest niezły, bo czuje się tu dużo luzu, wszystko opiera się swobodzie wykonawczej i wielkiej radości wspólnego grania. Teraz już domyślam się, dlaczego artysta wydał dwa oddzielne albumy. Wydaje mi się, że w całości ten materiał mógłby nieco przytłoczyć, a cykle 7-utworowe są bardzo logiczne, nawet jeśli słuchamy ich jeden po drugim. I pewnie dlatego trudno jest wyróżnić jakieś utwory, wszystkie są oryginalne i ciekawie wykonane. Jest jednak jeden, który szczególnie mi się podoba. To „Jealous & Ashy” z ciekawym, bogatym akompaniamentem, ale nawet to nie przysłania tego co najważniejsze, czyli świetnej nawijki artysty. Jego styl można porównać do fristajlowania raperów, tutaj też jest dużo melodeklamacji, ale są też bardzo interesujące fragmenty śpiewane.

Wierzę, że tym ciekawym artystą w końcu ktoś zainteresuje. A może taka jest strategia, aby być cały czas na uboczu? Mam nadzieję że nie.

9/10

 

Zostaw komentarz