Skip to content
26 wrz / Wojtek

Snarky Puppy – „The Only Constant” [RECENZJA]

Słucham pierwszego albumu mojego ulubionego zespołu. I tak myślę, że to chyba dobrze, że poznawanie go zacząłem od środka. I to tego nietypowego, bo moje pierwsze spotkanie z tą kapelą to ich album "Sylva" zagrany z Metropole Orkestr. Po pierwszym, szybkim zachwycie nadszedł czas na poznanie całej dyskografii zespołu.

"The Only Constans" to pierwsza studyjna płyta z 2006 roku tej nowojorskiej grupy. Rok wcześniej powstał album live i to od niego wszystko się zaczęło. Słuchając "The Only Constant" wyraźnie słychać progres, jaki zespół zrobił bardzo szybko. Bo jedynie 5 utworów, każdy z nich bardzo długi, to typowa cecha dla maniaków muzyki instrumentalnej, którzy zapominają o tym, że nie każdy słuchacz jest na tak wysokim poziomie wtajemniczenia, aby udźwignąć ambitną muzykę.

Na krążku nie ma ani jednego utworu, który można pokochać w całości. Są za to fragmenty. Otwierający album utwór "Open Forum" nie zachęca, bo jest strasznie przegadany z przekombinowanymi solówkami, a tych kilka bardzo krótkich ciekawych fragmentów to trochę mało. Lepiej jest w "Hot and Bothered", bo tam urzeka mnie partia fortepianu. Trochę energii pojawia się w "Precipice", ale tu też momenty grania na czas są wiodące. I tak jest niestety na całym albumie:-(

Zastanawiam się, czy gdybym zaczął poznawanie kapeli chronologicznie, od pierwszego albumu 13 lat temu, to czy doszedłbym do dzisiejszego zachwytu? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że wśród albumów Snarky Puppy są albumy wybitne i te nieco gorsze. Paradoksalnie te słabsze płyty są też świetne, ale w konkurencji z jeszcze lepszymi muszą zejść na drugi plan. 

W ten sposób, osiągnąwszy koronę Snarky Puppy, robiąc podsumowanie ich dorobku zastanawiam się nad najlepszym albumem. Tutaj trzeba rozdzielić albumy samodzielne i te z udziałem innych wykonawców. Ta druga kategoria jest dla mnie dużo ciekawsza, ze świetnym "Family Dinner" w dwóch odsłonach i wspaniałą, wspomnianą już "Sylva". Albumy grane samodzielnie są różne, nie wszystkie równie dobre, ale wszystkie na przyzwoitym, artystycznym poziomie. Tutaj najbardziej podobały mi się: tegoroczny  "Immigrance" i  "Tell Yor Friends" z  2010 roku. 

Teraz wypada mi czekać na kolejny album Snarky Puppy z nadzieją, że doczekam się czegoś wspaniałego.

 

7/10

 

Zostaw komentarz