Skip to content
9 lut / Wojtek

Tank and the Bangas – „Red Balloon” [RECENZJA]

Z recenzją tego albumu wstrzymywałem się ponad miesiąc czekając na ważne rozstrzygnięcie – dopiero kilka dni temu dowiedziałem, się że mój murowany kandydat do nagrody Grammy jej nie otrzymał. Z jednej strony szkoda, z drugiej jednak nie ma tego złego, o czym jeszcze za chwilę. Dla mnie spotkanie z albumem „Red Balloon” to spore wydarzenie, cieszyłem się z każdego dźwięku, ale głównie z faktu odkrycia tej świetnej kapeli. Przy okazji nadrobiłem zaległości i wysłuchałem wszystkich albumów zespołu. Ten najnowszy tworzy z poprzednimi logiczny ciąg – grupa cały czas konsekwentnie idzie w tym samym kierunku, jednak teraz jest zdecydowanie najdojrzalej.

Tej kapeli wcześniej nie znałem, więc nie byłem przygotowany na to, co serwuje nam ten istniejący 11 lat zespół z Nowego Orleanu. Ale już pierwszy utwór, “Mr. Bluebell” spowodował, że opadła mi szczęka. Im dłużej słuchałem, tym bardziej nie mogłem wyjść z zachwytów, bo tu wszystko jest świetne: kompozycje, dobrze śpiewająca, charyzmatyczna wokalista i bardzo dobra kapela. Mogłoby się wydawać, że mając taką frontmankę niczego już do szczęścia nie potrzeba. Tymczasem zespół zaprosił do tego albumu wiele znakomitości. Już na poprzednich krążkach nagrywali z nim Robert Glasper, PJ Morton. Teraz mamy samych dobrych znajomych, a wśród nich takie tuzy nowoczesnej muzyki jak: Jamison Ross, Lalah Hathaway i JacoCollier. Udział dwojga ostatnich w piosence “Were Do We All Go” to perełka, tak zakończony album powoduje, że natychmiast musimy go wysłuchać ponownie.

Zespół pokazuje, że wie jak ma brzmieć, a jego członkowie są w stanie tę wizję wyczarować. Swoją samowystarczalność kapela prezentuje np. w “Why Try”, albo w “Stolen Fruit”. Zespół znakomicie towarzyszy wokalistce, która się nie obija, prezentuje sztukę najwyższej próby. A już najpiękniej jest w mojej ulubionej piosence “Jellyfish”. I znowu muszę wrócić do gości, bo ci, teoretycznie nie potrzebni, dodają kolorytu i dodatkową gwiazdkę. Bo świetny jest “Communion in My Cap” z udziałem The Ton3S, zresztą muzycy także doceniają tę piosenkę wybierając ją na singla.

Album dostał nominację Grammy w kategorii “Best Progressive  R&B Album”. Już samo znalezienie się w gronie wyróżnionych w tej akurat kategorii to znak, że mamy do czynienia z artystą nietuzinkowym. Co prawda nagrodę zdobył Steve Lacy (niedawno pisałem o tej płycie), ale wierzę, że czas Tank and The Bangas jeszcze nadejdzie, bo to kapela znakomita!

10/10

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zostaw komentarz