The Edge Effect – „Uncovered” RECENZJA]
Ten zespół poznałem niedawno. I nie mogę pojąć, dlaczego tak dobra kapela istniejąca już wystarczająco długo, mająca w dorobku kilka albumów, jest kompletnie nieznana. Odpowiedzią może być ciasny rynek. Zespoły wokalne przedzierają się do masowego słuchacza wybiórczo, bo zapotrzebowanie na ten rodzaj muzyki jest co najmniej kilkukrotnie mniejsze niż na pozostałe stylistyki. Co prawda zespół wokalny to jedynie określenie składu, ale akurat w tym przypadku to też zadeklarowanie się do konkretnej, niszowej estetyki. A przecież grup wokalnych robiących światową karierę jest obecnie kilka, jak ikony: The Manhattan Transfer i Take 6, zespoły dłużej dobijające się do wielkich scen: New York Voices i Naturally 7, czy na przykład najmłodsza gwiazda docierająca do masowego słuchacza, czyli Pentatonix.
The Edge Effect to amerykańska formacja złożona z pięciu wokalistów występujących wcześniej w podobnych składach. Członkowie zespołu tak sami mówią o sobie:
"Jesteśmy grupą doświadczonych wykonawców wskakujących w garniturach na scenę i wykonujących klasyczne piosenki nie poddające się upływowi czasu."
"Uncovered" to płyta z 2015 roku zawierająca 9 interpretacji znanych piosenek. I to akurat jest dla formacji wokalnych typowe, bo tutaj wykonywanie coverów jest wspólnym mianownikiem. Widocznie wszystkie te zespoły dochodzą do wniosku, że skoro już prezentują tak wyrafinowaną gałąź sztuki, to chociaż ułatwią życie słuchaczom znanym repertuarem. Oczywiście piosenki autorskie też są, ale i tak największą popularnosć te formacje zyskują dzięki nowym, często nowatorskim i bardzo artystycznym wersjom znanych piosenek.
Już pierwsze przesłuchanie albumu powiedziało mi, że obcuję z bardzo dobrym, sprawnym zespołem. Świadomość dźwięku, ale też dbanie o styl to tutaj cechy najważniejsze. Swoim podejściem do raczej komercyjnego wydźwięku swoich interpretacji kapela miejscami przypomina Pentatonix. Nawet śpiewają 2 te same piosenki, bardzo podobnie, ale, na szczęście, dużo lepiej. W ich wykonaniu słynne "Hallelujah" nie straszy, słucha się go z dużą przyjemnością. I tak jest zresztą z każdą zaśpiewaną na tej płycie piosenką.
I w ten sposób The Edge Effect wskoczył do grona moich ulubionych zespołów wokalnych. Co prawda ich dokonania niczym szczególnym się nie wyróżniają, ale w dzisiejszym szybkim i powierzchownym życiu zdominowanym przez płytkie jednosezonowe gwiazdki pop, takie muzykowanie to prawdziwy rarytas.
9/10