The Voice – ALLELUJA!!!
Hura! Zakończył się etap przesłuchań w ciemno. Tak, tak, producenci wystawili nas na niebywałą cierpliwość – wysłuchanie 10 odcinków z bardzo przeciętnymi wykonawcami, to „rozrywka” dla wytrwałych. A przecież to wszystko można było skrócić co najmniej o połowę
Ok. wracajmy do wczorajszych odcinków. W pierwszym było nawet interesująco. Najpierw była Ola Szumińska, która mega popularną piosenkę Elvisa Presley’a potrafiła zaśpiewać starannie i powściągliwie. Ta piosenka wręcz prowokuje do popisów wokalnych, a akurat u Oli słychać, że mogłaby popisać się kilkoma ewolucjami. Ta dziewczyna jednak tego nie zrobiła, jest na tyle świadomą wokalistką, że wie jak dobrać środki wyrazu do konkretnego utworu. Brawo 😉 Później była Natalia Kowalska. Ta 16. letnia wokalistka o śpiewaniu wie jeszcze nie wiele, ale nic nie szkodzi. Tutaj jest potencjał, który łatwo można rozwinąć. Najważniejsza jednak u tej dziwczyny jest szlachetność, bo tylko tak można podsumowac jej występ. 😉 Najciekawszy w tym odcinku był uczestnik nieoczywisty. Łukasz Wicenciak to muzyk instrumentalista, który także chce śpiewać. I nie ma w tym nic złego, mimo że poziom wokalistyki Łukasza nie jest za wysoki. W tym przypadku możemy mówić o świadomym artyście, któremu muzyka w duszy gra bardzo głośno. Takie niespodzianki lubię najbardziej 😆
W drugim odcinku nic szczególnego się nie wydarzyło – przegląd smutnych twarzy usiłujących udowodnić głównie sobie, że muzyka i scena, to najwłaściwsza dla niż rzecz Na szczęście na zakończenie zaprezentował się William Prestigiacomo. Ten facet jednym ruchem ręki przywrócił wiarę w radość ze śpiewania, ale, co tu jest chyba ważniejsze, radość ze słuchania muzyki. Czyżby do bycia radosnym w swoim profesjonalizmie potrzebne jest urodzenie się w cieplejszym klimacie?
Dobrze, że tak świetnym występem skończył się ten maraton. No i w końcu doznałem olśnienia! Zrozumiałem, dlaczego jurorzy tak ochoczo rozdają swoje „nominacje” – bo tu chodzi tylko o to, aby doprowadzić do sytuacji, kiedy ma się 4 świetnych wokalistów w programach na żywo, a cała reszta to tylko spektakl mający sprawiać pozory rywalizacji. Dlatego więc juror bez żadnych konsekwencji może zaprosić do swojej drużyny jakiegoś przeciętniaka, bo nie wiadomo jacy kandydaci jeszcze się zaprezentują w tej olbrzymiej liczbie przesłuchań w ciemno, a później jest jeszcze tyle możliwości „pozbycia” się go, więc spokojna głowa. Zastanawia mnie jednak, czy zachwyty jurorów nad osobami słabymi to część scenariusza? Bo jeśli tzw. gwiazda jest szczerze zachwycona kimś. o kim zapomina się zaraz po występie, to jest chyba coś nie halo. No tak. I tu dochodzimy do sedna. The Voice of Poland, podobnie jak wszystkie talent show, jest programem telewizyjnym, który ma przyciągnąć widzów. A jeśli przy okazji uda się wyłonić jakiegoś utalentowanego wykonawcę, to bardzo dobrze, ale to raczej „produkt uboczny” 😈
A Ania Kłys? Jakiś komentarz? 😉
Ania podobała mi się, ale coś tam chyba nie do końca zagrało. Może to była kwestia samej piosenki, a zwłaszcza tonacji? Może ta interpretacja nie do końca mnie przekonała? Nie umiem zdecydowanie odpowiedzieć, a wyznaję zasadę, że na tym etapie piszę tylko o uczestnikach, którzy podobali mi się w całości. Mam nadzieję, że w następnych etapach będę mógł o tej wokalistce napisać:-)