VoP’23 – finał
Uff. Doszliśmy do końca. To była dziwna edycja, bo nie dość, że z wyjątkowo słabymi uczestnikami, to jeszcze ci najlepsi poodpadali wcześniej. W finale więc, jak w soczewce, zobaczyliśmy całą prawdę o tym programie – cytując Szekspira: wiele hałasu o nic.
Tym razem zafundowano nam liczne występy finalistów, zupełnie nie wiadomo po co. Nieco żenujące były ich duety z jurorami, czyli profesjonalistami. I tych popisów wolałbym nie komentować, bo jedynie Becky Sangolo wypadła interesująco, a jej trenerzy bardzo jej pomogli. No właśnie, Becky, jedyna uczestniczka z finałowej czwórki, która była godna wygrać, jednak nie wygrała. Ale i tak odniosła sukces, bo 2 tygodnie temu spodziewałem się, że odpadnie jeszcze przed finałem. W tej sytuacji zwyciężyć mógł każdy. Padło na Janka Górkę. Brawo.
A tak na marginesie: gdyby tegoroczni uczestnicy wzięli udział w poprzednich, zwłaszcza pierwszych sezonach, to pewnie odpadliby w pierwszym etapie. W zdecydowanej większości.