Skip to content
8 lut / Wojtek

Marta Król & Paweł Tomaszewski Group – „Tribute to the Police” [RECENZJA]

Przyznaję, że to moje pierwsze spotkanie z Martą Król. I to znowu dzięki Trójce dowiedziałem się o nowym albumie, a że ten w całości poświęcony jest piosenkom The Police, rzuciłem się na niego z ochotą. Przy tej okazji dowiedziałem się, że wokalistka nie jest debiutantką, bo już kilka lat wcześniej była nominowana do Fryderyka, a wspomniana Trójka wyróżniła ją Nagrodą Mateusza.

Dla porządku trzeba dodać, że drugim bohaterem albumu jest Paweł Tomaszewski Group. Ten zespół na okładce podany jest jako drugi, bo to raczej naturalne, że wokalistka stoi na froncie. W tym przypadku pierwsze skrzypce gra jednak zespół, bo gdyby nie on, to prawdopodobnie tą propozycją bym się nie zainteresował. Paweł Tomaszewski – liter zespołu i autor opracowania muzycznego albumu dokonał czynu wielkiego. Jego aranżacje za każdym razem zachwycają. Duży szacunek za różnorodność koncepcyjną, bo Tomaszewski świetnie bawi się konwencją, ale też próbuje iść trochę pod prąd utartym wyobrażeniom o tych piosenkach. Otwierający album „Every Little Thing He Does Is Magic” od początku zachwyca i nakłania do wysłuchania reszty.

Podoba mi się dowcipna koncepcja zaaranżowania „If You Love Somebody”, ale też ciekawy pomysł dialogu fortepianu z instrumentami dętymi w „King of Pain”. Z kolei w „Wrapped Arround You” słyszymy bardzo oszczędną oprawę, nie pod kątem instrumentarium, bo to zostało tu wykorzystane w całości, a sposobie jego użycia. W tym utworze Tomaszewski przypomina wszystkim artystom, że mniej może znaczyć więcej. Zresztą minimalizm to środek wyrazu doskonale temu muzykowi znany, bo tu wszystko jest wyważone i użyte adekwatnie.

Na tle świetnej oprawy muzycznej wokalistka wypada raczej przeciętnie. Na pewno Marta Król jest przygotowana technicznie: śpiewa dobrze intonacyjnie, wie co to staranne frazowanie, dysponuje ciekawą barwą, a szeroką skalę głosu używa umiejętnie do konkretnego utworu. Martwi mnie jednak, że wokalistka nie znalazła klucza do zaśpiewania większości piosenek. Jedyna inwencja to zmiany melodyczne w kilku utworach, za każdym razem wg. tego samego scenariusza – w ostatnich powtarzanych frazach piosenki, jakby artystka nie miała pomysłu co z tymi fragmentami zrobić. Moje uczulenie na poprawianie kompozytora, zwłaszcza żyjącego, tutaj mocno ucierpiało. Najlepiej, spójnie z całym zespołem, brzmią utwory utrzymane w stylistyce ballad jazzowych: „Tea in the Sahara” i „Every Breath You Take” – prosto, stylowo i naturalnie.

Szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł, aby chociaż jedną piosenkę nagrać po polsku, bo to mogłoby wpuścić trochę powietrza. A tak piosenki, które są bardzo licznie wykonywane na świecie, niczym szczególnym się nie wyróżniają. I trochę szkoda mi pracy zespołu, który naprawdę się postarał.

Moja ocena: 6/10

Zostaw komentarz