Skip to content
22 lis / Wojtek

Damian Ukeje – „ỤZỌ” [RECENZJA]

Damian Ukeje jest jednym z tych artystów, którzy do SZOŁBIZNESU trafili z telewizji. Występ w popularnym talent show daje możliwości, ale równocześnie zastawia jeszcze więcej pułapek. Nagranie pierwszej płyty jest obowiązkiem wynikającym z kontraktu po wygraniu programu, więc dopiero druga płyta jest właściwą odpowiedzią na temat możliwości i potencjału artysty. 3 lata po swoim fonograficznym debiucie Damian Ukeje nagrywa płytę, którą na pewno można nazwać mianem samodzielnej.

Wspomniana samodzielność, to przede wszystkim współautorstwo całego materiału. Zawsze jednak zastanawia mnie na czym polega wspólne komponowanie jednej piosenki, bo tutaj wszystkie są dziełem współpracy wokalisty z Kubą "Kikutem" Mańkowskim. Może chodzi o skomponowanie linii melodycznej przez jednego i dodanie całej reszty przez drugiego? W takim przypadku mówimy jednak o aranżacji. Z drugiej strony jednak dzisiejsze możliwości techniczne powodują, że niejednokrotnie w piosence bardziej liczy się całą otoczka, niż pierwotna prymka. I w przypadku tej płyty zdecydowanie tak jest. Piosenki nagrane są solidnie, wszystkie mają wyraźne i dobrze realizowane koncepcje wykonawcze.

Dwie pierwsze piosenki: "Drzewo" i "Film" to kandydatki na hity. Zresztą ta druga już nim jest. Mnie jednak bardziej interesują utwory mniej przebojowe, w których postawiono na ciekawe rozwiązania. Wyjątkowo dużo, jak na ten gatunek muzyki, dzieje się tutaj w warstwie głosów towarzyszących. Ciekawe rozwiązania  w piosenkach "Niedźwiedż" i "Tu i teraz" pozwalają spojrzeć na Ukeje jak na świadomego i już dużo bardziej dojrzałego muzyka. Z kolei w "Stanie nieważkości" zaśpiewanie w oktawie na tle bogatej aranżacji instrumentalnej świadczy o wyobraźni muzycznej, co w dzisiejszych czasach nie jest takie oczywiste. Zupełnie inaczej artysta brzmi w piosence "Od połowy", którą śpiewa z Sarsą. Ten utwór staje się wyrazisty głównie dzięki wokalistce, więc nie wiem czy to był dobry pomysł, aby dać się zdominować.. Z drugiej strony może to świadczyć o otwartości muzyka na współpracę i brak kompleksów.. Być może.

W tym dosyć dobrym materiale zdarzają sie niestety małe wpadki. W "Dziurą w kieszeni" słyszę wpływy 2 znanych piosenek (Lombardu i De Mono), a w "Za mało" drażni mnie manieryczność wokalna. Ale….to nie jest koniec świata, bo generalnie materiał jest nienajgorszy. Na pewno może zainteresować wielu wyznawców tego rodzaju muzyki. Na mnie nie robi większego wrażenia, ale wzbudza szacunek  za rzetelność w realizacji nagrań.

Po tej płycie spokojnie moge ocenić, że Ukeje jest najciekawszym artystą wypromowanym w The Voice of Poland. Ciekawe na ile jego pępowina z programem będzie działać na słuchaczy, bo w kategoriach czystomuzycznych jest to produkcja przeciętna. Albumów na podobnym poziomie artystycznym mamy w Polsce corocznie sporo, więc to, czy ten produkt się sprzeda zależy do wielu, często kompletnie nieartystycznych elementów. Na pewno wydawcy płyty o to trochę zadbali, bo już sam tytuł płyty, czyli użycie obcego słowa (w narzeczu Igbo, który jest językiem ojca Damiana, oznacza drogę) jest bardziej trickiem niż artystyczną potrzebą – na płycie nie ma powiązania z tytułem albumu. Dodatkowym magnesem jest pokazanie na okładce gołej klaty artysty. Tylko po co? 

Moja ocena: 6/10

Zostaw komentarz