Hinol – „Mej duszy dziecko” [RECENZJA]
Tytuł płyty i jej okładka mogą świadczyć, że to pozycja mroczna, żeby nie powiedzieć satanistyczna. Jednak nie.
„Mojej duszy dziecko” jest albumem jak najbardziej hip-hopowym.
Jego tytuł ma być podkreśleniem pracy samodzielnej – Hinol wcześniej był znany z formacji Polska Wersja, którą tworzył z innym raperem Janem.
Ten album reprezentuje śmiały, łobuzerski styl. Hinol jest wierny swojej stylistyce, będąc wciąż osobą bezkompromisową, niebojącą się ważnych tematów. Jego teksty wymagają wciągnięcia się w materię, ale dzięki temu odkrywamy, że są bardzo autentyczne. I nawet jeśli pełno jest to wulgaryzmów i zdarzają się transakcentacje tekstowe, to nie można autorowi odmówić szczerości. Temu facetowi albo wierzy się całkowicie, albo odrzuca po pierwszym przesłuchaniu. Mnie jego historia wciągnęła. Tak naprawdę trudno jest powiedzieć o czym Hinol nam opowiada, bo nie ma tu wyraźnego motywu przewodniego, a w kolejnych utworach bardziej chodzi o ogólny charakter, niż jakiś określony temat.
Na tle ciekawych, bezkompromisowych tekstów zaskakująco brzmią podkłady muzyczne.
To co mnie zaciekawiło to nie tak często spotykana w hip-hopie muzyka grana w sporej części na żywych instrumentach. Tak np. uszłyszymy fajne smyki w „Gdzie jest mój Majk” i „Kwestia podejścia” – w tym drugim, znacznie spokojnieszym i prostym w przekazie utworze ciekawy bit dobrze „dogaduje się” z sekcją smyczkową. Z kolei w „Odezwij się” artysta poszedł dalej wprowadzając do podkładu wokalizy klasycznych głosów, jeszcze bardziej podkreślając dramaturgię przy pomocy dzwonów rurowych. Ten pomysł został rozwinięty w Outro – tutaj patos orkiestry symfonicznej i głosów towarzyszących zamieniających się w wieloosobowy chór jest chyba przekroczeniem linii dobrego smaku.
„Mej duszy dziecko” jest przykładem starannej realizacji i dobrze przemyślanej koncepcji.
Co prawda trudno tu mówić o spójnym przekazie całego albumu, jednak każdy utwór ma tu jakiś sens. Dla mnie najciekawsze jednak zaczyna sie w połowie płyty, Tutaj umieszczono najciekawsze, ale nie tak spektakularne utwory jak „Odezwij się”, „Tabula rasa” i „Nie widzę nas”. Te 3 utwory są mniej łobuzerskie, ale swoim spokojem ułatwiają wsłuchanie się w teksty, a oprócz tego są to rasowe, wyraziste uwory hip-hopowe. Potem jest jeszcze „PW – Pomocna Wita” z ciekawym podkładem, dyskretną orkiestrą i głosami`. Mają uwagę zwraca jeszcze ciekawa muzyka w „W drogę”. I tak właśnie Hinol przeprowadził nas przez całą płytę.
Klamrą spinającą album jest ciekawe Intro instrumentalne (przechodzące w utwór tytułowy) i Outro, jako pożegnanie się ze słuchaczami. Nie jestem do końca przekonany do akcji w stylu „dziękujemy za uwagę i do zobaczenia”, ale w kontekście calego albumu i raczej określonego grona odbiorców, takie kulturalne zakończenie nikomu chyba nie robi krzywdy.
8/10