Skip to content
4 maj / Wojtek

Idol w ukryciu

Po wczorajszym odcinku dużo się zmieniło. Co prawda nadal uważam, że ta edycja jest bardzo słaba, ale teraz wiadomo, że wygrać ją może każdy z czworga pozostałych w rywalizacji wokalistów.

Wydawać by się mogło, że po odcinku tanecznym z banalnymi z pozoru piosenkami, tym razem będzie łatwiej.  Bo przecież piosenki tzw. miłosne zaśpiewa każdy,  niezależnie od preferencji stylistycznych. Jednak producenci programu zawiesili poprzeczkę wysoko, dając do wykonania piosenki nieoczywiste. Taki repertuar może wykonać doświadczony wokalista, albo osoba umiejąca transponować swoje emocje na śpiewane treści. I to trudne zadanie udało się jedynie Karolinie Artymowicz – jej interpretacja, początkowo niemrawa, bardzo szybko wskoczyła na właściwe tory. Dziewczyna pokazała dojrzałość, mimo że w stawce finałowej jest najmłodsza, ale przecież wiadomo, że nie o wiek tutaj chodzi. Mocno odetchnąłem,  bo to jej pierwsze dobre wykonanie na żywo. Cieszę się, że moja faworyta jeszcze z wcześniejszych etapów znowu pokazuje, że może wygrać ten program. Za to mój drugi faworyt, Jakub Krystyan, znowu rozczarowuje. Wczoraj wokalista ponownie pokazał, że poruszanie się w stylistykach nieco łagodniejszych, wymagających warsztatu i doświadczenia interpretatorskiego, to jeszcze są dla niego zbyt wysokie góry.

Pozostali wykonawcy wczoraj nie zaskoczyli, śpiewali tak jak zawsze. Nieźle wypadł Mariusz Dyba, który może się okazać „czarnym koniem” tego wyścigu. Aczkolwiek największą sensacją jest dotarcie do tego etapu i wygranie wczorajszej dogrywki przez Angelikę Zaworkę. Fenomenu jej protegowania przez jurorów kompletnie nie rozumiem. Mam nadzieję, że publiczność nie da się nabrać na to dancingowe piosenkarstwo.

Zostaw komentarz