Skip to content
13 maj / Wojtek

„ReVamp: Reimagining the songs of Elton John & Bernie Taupin” [Recenzja]

Elton John ogłosił pożeganie ze sceną. Jego ostatnie problemy zdrowotne przypomiały, że nikt nie jest wieczny. Dobrze, że artysta ma możliwość, bo takie powolne schodzenie ze sceny może tylko jeszcze bardziej podkręcić zainteresowanie. Zaplanowana na 2 lata światowa trasa koncertowa, także w Polsce, będzie niewątpliwie dużym wydarzeniem. Tak samo jak wydany niedawno album "ReVamp" z największymi przebojami artysty. To coś w rodzaju "the best of", ale w wykonaniu innych wykonawców. Ten album przypomina nam, że Elton John to jedno z ważniejszych nazwisk muzycznej popkultury XX wieku. Tutaj każda piosenka jest wielkim hitem, a przecież gdyby zdecydowano się na album podwójny, to też nie byłoby problemu z wybraniem świetnych, bardzo popularnycyh piosenek. Podejrzewam, że dobór wykonawców też nie był łatwy, bo zaproszenie do tego projektu to ogromne wyróżnienie. Na liście artystów, którzy ośmielili się zmierzyć z tym repertuarem znajdują się wielkie nazwiska. Ciekawy jest klucz doboru – sprawiedliwie podzielono się pomiędzy wykonawcami brytyjskimi i amerykańskimi.

Słuchając kolejnych piosenek wczułem się w położenie wokalistów, bo to chyba niełatwe zadanie, aby nagrywać laurkę dla wielkiego artysty, mając świadomość, że ma on decydujący głos na temat ostatecznego kształtu tego albumu. I pewnie dlatego większość wykonawców starała się wykonać swoje piosenki bardzo powściągliwie, tak aby nie przesadzić. Całość została zaplanowana w wersji na bogato i elegancko: orkiestra symfoniczna, chórki, dobra jakość dźwięku. Przy tym założeniu nie trzeba było wiele kombinować, wystarczyło zaśpiewać naturalnie i bez zadęcia. I tak wszyscy wykonawcy do tego materiału podeszli – urzeka powściągliwość i ogromny szacunek dla oryginałów.

Łatwiej miały panie, bo śpiewając utwór kojarzony z głosem Eltona Johna już samo pojawienie się innej barwy, ale też innej wrażliwości powoduje, że te piosenki brzmią inaczej. Alessia Cara i Florence (Florence and The Machine) bardzo dobrze poradziły sobie z piosenkami wkładając swoją charyzmę i muzykalność. Florence, wykorzystując świetną aranżację dodała piosence sporo dramaturgii. Jeszcze więcej zrobiła Lady Gaga, która śpiewając piękną "Your Song" postawiła na bardzo prostą, naturalną interpretację. Jej głos jest tutaj wzorem doskonałej emisji, bez udziwnień i kombinowania. Dopiero w 3. canto wokalistka pozwala sobie na przeniesienie melodii o oktawę wyżej. I tym prostym zabiegiem artystka pokazuje swoją wielką klasę i wyoraźnię.

Panowie tutaj śpiewający mają dużo trudniejsze zadanie, bo siłą rzeczy porównanie do pierwowzoru jest automatyczne. Jednak Ed Shiran wybrnął znakomicie wykonując utwór w stylistyce bliskiej muzyce country. Dobrze też brzmi wersja zespolu Mumford & Sons, w której wokalista swoim intrygującym chropowatym głosem tworzy nową jakość. Najbardziej jednak urzeka mnie propozycja zespołu Coldplay – tutaj jest niezwykle naturalnie i urokliwie.

Na albumie, pewnie dla przeciwwagi, znalazło się kilka wersji nowocześniejszych. Otwierająca go piosenka "Bennie and The Jets", w której samemu autorowi towarzyszą P!nk i Logic daje świadectwo zmiany czasów. I w tym ciekawym eksperymencie wszyscy wznieśli się na wyżyny. Z kolei Mary J. Blidge pozostając wierną swojej stylistyce przeniosła piosenkę w obszary R&B. Również bardzo nowocześnie, ze świetną aranżacją piosenkę "Don't Go Breaking My Heart" wykonali Q-Tip i Demi Lovato.

Ta płyta jeszcze przed oficjalną premierą stała się sporym wydarzeniem. Zapowiedź wykonania słynnych piosenek Eltona Johna przez wielkie gwiazdy z różnych obszarów stylistycznych była wystarczającą zachętą do sięgnięcia po ten album. Bo bardziej chyba chodzi tutaj o szacunek dla twórcy niż popisywanie się swoją wizją wykonawczą. Mimo to, a może właśnie dlatego mamy możliwość wysłuchania wspaniałych wykonań.

10/10

 

Zostaw komentarz