Skip to content
3 sty / Wojtek

Tubis Trio – „So Us” [RECENZJA]

Świetna płyta! I wszystko działa jak w najlepszym zegarku: dobre kompozycje, misterne aranżacje i perfekcja wykonawcza.  A przede wszystkim –  ogromna radość grania! Bo skład 3-osobowy to dziś mało. Na tle wielu produkcji światowych z dużymi zespołami, mogłoby się wydawać, że tak mały skład instrumentalny nie ma prawa się przebić. Ale nie. Tu wszystko jest jak trzeba – kondensacja muzyki bez niepotrzebnego rozpraszania się. Każdy muzyk  w tym trio wie po co tutaj jest i mimo bardzo wyraźnego lidera, czyli  Macieja Tubisa, kompozytora wszystkich utworów, to w całości materiał brzmi spójnie i wiarygodnie. 

Już sama koncepcja płyty pokazuje, że słuchamy wytrawnych, świadomych muzyków: lidera kapeli na fortepianie, Pawła Puszczało na kontrabasie i Przemka Pacana na perkusji. 8 stosunkowo krótkich utworów zachwyca melodyką. I tu nawet nie chodzi o to, że chciałoby się śpiewać, bo to materiał jednak zdecydowanie ambitny, ale oparcie się na ciekawych melodiach to zjawisko nie tak powszechne. Bo instrumentaliści często tak mocno skupiają się na zagęszczaniu materii i bawieniu się sami ze sobą, że zapominają, że muzykę tworzy się dla ludzi. Tubis Trio pamięta o nas w każdym takcie.

Materiał oparty jest na dwóch filarach: tytułowym "So Us" i singlowym "Binary Parade". I rzeczywiście te 2 utwory mocno się wyróżniają, głównie energią. Ale kiedy mocniej wejdziemy w zawartość płyty, usłyszymy, że tu każdy utwór jest na swój sposób atrakcyjny. Bo np. w "Barfly Dougie" słuchamy spokojnej, mądrej  muzyki z atrakcyjnym motywem przewodnim. W "Secret Agent" znowu porywa nas energia za sprawą sprytnych kontrapunktów rytmicznych i wirtuozerią muzyków. W "Wednesday It Is" powracamy do spokojnych klimatów, ale nie do końca – muzycy nigdy nie potrafią utrzymać się w wycieszeniu, cały czas ciągnie ich do muzycznego rozrabiania. W tym utworze słychać nawiązania do fortepianowych ragtimów, ale też do stylu Rachmaninowa. Z kolei w "Quantum Jankie" dobrze słucha się dialogu kontrabasu z fortepianem, każdy instrument prowadzi swoją opowieść, ale ciągle jest to świetnie rozumiejący się duet. I kiedy zachwycamy się kolejnymi utworami, kiedy udziela nam się to kontrolowane wariactwo, nagle zostajemy zaskoczeni zamykającym album przepięknym, spokojnym "Up and About".  I już żałujemy, że to koniec, więc nie mamy wyjścia, słuchamy płyty od początku.

Jak dobrze, że nasze media są otwarte na nowe, bo tę płytę poznałem dzięki prezentowaniu jej w radiowej Trójce. Śmiałość marketingowa twórców albumu i odwaga dziennikarzy spowodowała, że wielu ludzi, którzy wcześniej nie przepadali za jazzem teraz przekonana się, że to nie boli, a przy okazji  odczaruje dobrą muzykę instrumentalną. Są nadal recenzenci, którzy bez kategoryzowania nie potrafią żyć, i ci ludzie robią krzywdę tej płycie i muzyce w ogóle. Bo "So Us" nie jest płytą jazzową. To muzyka, której nie warto definiować. No bo po co? Nie lepiej po prostu delektować się muzyką, a zastanawianie się, jaki gatunek reprezentuje pozostawić tym, którzy tego potrzebują?

 

8/10

Zostaw komentarz